piątek, 25 grudnia 2015

Rozdział 3

Obudziłam się wcześnie rano. Bardzo wcześnie. Może było koło piątej...Nie mogłam spać. Była sobota. Sobota, czyli konkurs indywidualny w Zakopanem. Czekałam na to cały rok. Wyszłam spod ciepłej kołdry i podeszłam do biurka. Leżał tam bilet i chociaż oglądałam go już milion razy to i tak spojrzałam na rozpiskę jeszcze raz. O 9.30 był trening, o 11 kwalifikacje a o 12.30 zaczynał się konkurs. Postanowiłam zaplanować cały swój dzień. Chwyciłam kartkę i zaczęłam pisać
"Wyjść z domu o 6.30
Być pod skocznią o 7
Zostać tam do końca konkursu indywidualnego
Spróbować dostać jakiś autograf"
Plan wydawał mi się możliwy do zrealizowania. No, może ostatni punkt nie był taki pewny. Przebrałam się i byłam gotowa już o 6.05. Zrobiłam jeszcze śniadanie dla siostry i matki i wyszłam z domu. Tak jak planowałam, pod skocznią znalazłam się o 7. Wypatrywałam jakichkolwiek skoczków. Niestety, żadnego nie zauważyłam. Ruszyłam w stronę swojego sektora. Byłam jedną z pierwszych, więc mogłam zająć najlepsze miejsce. Czas ciągnął się nieubłaganie. Wreszcie na belce startowej pojawiali  się pierwsi zawodnicy. Wreszcie zaczęło się to, na co tak bardzo czekałam.
Trening jak i kwalifikacje wygrał Johann Andre Forfang. Norweg był w świetnej formie. Tak samo jak jego koledzy z kadry. Mimo, że wszyscy zachwycali się właśnie nimi ja szczególna uwagę zwróciłam na Domena Prevca. Fakt, w Zakopanem nie popisał się tak jak w Lillehammer ale i tak zdążyłam go "polubić".
Wreszcie zaczął się konkurs, Prawdziwy konkurs. Kibice na trybunach krzyczeli, wszędzie powiewały flagi najróżniejszych krajów. Kochałam te emocje, tę radość...Czułam jak to wszystko wlewa się litrami do moich płuc. Na takie chwile w życiu czekałam. Tylko na takie.
Konkurs powoli się kończył. Na prowadzeniu pozostawał Severin Freund. W końcu wygrał. Po dekoracji kibice się rozchodzili. Każdy pewnie szedł do kochającego domu. Tylko nie ja. Ja wolałam zostać na skoczni. Gdy robiło się już powoli ciemno zeszłam z trybun. Postanowiłam wolnym krokiem udać się z powrotem do domu. Nie udało mi się wypełnić ostatniego punktu mojego planu. Trudno, przecież konkurs miał odbyć się jeszcze na następny dzień. Nagle w oczy rzuciła mi się zielona czapka z napisem gorenje i zielona kurtka. Od razu poznałam osobę, która znajdowała się paręnaście metrów przede mną.
-Domen?-zapytałam, trochę nieśmiało podchodząc bliżej. Mogłam wykazać się moimi umiejętnościami. Mianowicie, gdy inne dziewczyny na przerwach i po lekcjach plotkowały o chłopakach i spotykały się z przyjaciółmi ja uczyłam się języków obcych, Robiłam to z nudów. I tak przez pięć lat nauczyłam się mówić biegle po włosku, hiszpańsku, norwesku, angielsku, niemiecku i słoweńsku.
-Tak?
-Czy ja mogłabym...No wiesz...Czy dałbyś mi swój autograf?
-Naprawdę chcesz mój autograf?-zdziwił się chłopak.-Nie pomyliłaś mnie z moimi starszymi braćmi?
Spojrzałam w czekoladowe oczy Słoweńca, po czym powiedziałam pewnie:
-Nie, nie pomyliłam cię. Chcę twój autograf i to ciebie z całej rodziny Prevców podziwiam najbardziej-uśmiechnęłam się lekko. Domen podpisał mi się na kartce po czym zrobiłam sobie z nim zdjęcie.
-Ymm...Czy mógłbym wiedzieć jak masz na imię?-zapytał Domen. Nie byłam przygotowana na to, że jakikolwiek skoczek zacznie ze mną konwersację.
-Maja-odparłam. Nagle cała moja pewność siebie wyparowała. Znowu byłam spięta i zestresowana. Na szczęście, Domen też nie wydawał się jakiś pewny.
-Ładne imię-powiedział pod nosem po czym spuścił wzrok.
-Ymm...Dzięki-odparłam.
-Wiesz...Bardzo fajnie mi się rozmawia...Ale muszę wracać do brata...
-A gdzie jest twój brat?-palnęłam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
-Och, czyli jednak chcesz widzieć się z Peterem-szepnął.  Wyglądał jakby...Posmutniał.
-Nie...Znaczy nic do niego nie mam...Ale chciałam porozmawiać z tobą. Tak dokładniej to wziąć od ciebie autograf. Nie sądziłam. że będziesz chciał ze mną rozmawiać.
-Peter poszedł z resztą kadry na jakąś imprezę czy coś
-Ty też miałeś tam iść?
-Nie, oczywiście, że nie
-To dlaczego powiedziałeś, że musisz iść do kadry?
-Nie chciałem się przyznać, że moi rówieśnicy bawiliby się na moim miejscu na imprezie a ja wolę siedzieć sam w pokoju, czytając książkę-uśmiechnął się lekko.
-Nie martw się, ja też wolałabym siedzieć w pokoju i czytać książkę.
-Jesteś z Polski, prawda?
-Tak, z Zakopanego. Po czym poznałeś?
-Mówisz z innym akcentem...No i na policzkach masz polskie flagi-uśmiechnął się. Tym razem pewniej. Ja czułam, że się rumienię.
-Widziałeś już Zakopane?
-Nie, miałem iść jutro z Peterem. Ale...On pewnie zapomni i pójdzie na imprezę.
-Twój brat nie wygląda na takiego, który kocha imprezować
-Pozory mylą-Domen uśmiechnął się blado.
-Jeśli chcesz możesz iść ze mną-powiedziałam szybko, przymykając powieki. Pierwszy raz zebrałam się na taką odwagę.
-Jasne, czemu nie-odparł.
-W takim razie, chodźmy-powiedziałam i niepewnym krokiem ruszyłam przed siebie. Domen szedł najpierw trochę za mną a później obok mnie. Pokazałam mu wszystko co moim zdaniem było warte pokazania. Jako pierwszą atrakcję wybrałam Krupówki. Niestety, szybko udaliśmy się pod Nosal, ponieważ w jednym z barów bawił się Peter w towarzystwie reszty kadry (i paru dziewczyn). Później pokazałam mu zabytkowe drewniane domki.
-Jeśli chcesz mogę podprowadzić cię do domu-powiedział gdy wracaliśmy.
-Nie trzeba. Może to ja cię odprowadzę? Trafisz do hotelu?
-Myślę, że tak. Tą ulicą prosto a potem w lewo?
-Tak-uśmiechnęłam się.
-Ekhm...Dzięki za dzisiaj. Jakbym szedł z Peterem to pewnie oprowadziłby mnie po najlepszych klubach i barach-zaśmiał się chłopak. Miał taki delikatny śmiech. Nagle przyłapałam się na tym, że porównuję jego śmiech do śmiechu anioła. Zarumieniłam się ze wstydu.-Będziesz jutro na skokach?
-Oczywiście
-Ymm...To w takim razie może...No wiesz... Pójdziemy potem gdzieś...Razem i tak dalej...
-Jasne-uśmiechnęłam się. Na twarzy byłam czerwona jak burak.
-No to.. Cześć
-Tak, cześć-odpowiedziałam i skierowałam się w stronę domu. Było już zimno więc owinęłam się mocniej szalikiem.
-Gdzie się podziewałaś? Skoki skończyły się sześć godzin temu!-w progu czekała już na mnie moja matka.
-Zostałam trochę dłużej-powiedziałam cicho i wyminęłam ją, udając się do mojego pokoju. Zmyłam z twarzy flagi Polski po czym weszłam do wanny. Dawno się nie kąpała. Zwykle brałam tylko prysznic. Kąpiel była zarezerwowana dla Klementyny i mamy. W pidżamie weszłam pod ciepłą kołdrę. Wzięłam swojego laptopa i włączyłam powtórkę skoków. Już po chwili zasnęłam.



piątek, 11 grudnia 2015

Rozdział 2

Do skoków został zaledwie tydzień,
Siedziałam na korytarzu. Trwała przerwa. Moje głupie znajome z klasy rozmawiały o tym jaki to Wellinger jest śliczny. Nawet słowem nie wspomniały o jego kondycji podczas pierwszych w tym sezonie zawodach w Lillehammer. Och, Lillehammer. Te zawody tak bardzo mnie zaskoczyły. Największą niespodzianką był dla mnie nowy słoweński skoczek, Domen Prevc. Kolejny Prevc na skoczni. Najpierw Peter, potem Cene a teraz Domen. Był naprawdę dobry a miał zaledwie 16 lat. Tylko rok starszy ode mnie.
Po lekcjach wróciłam do domu. Jak codziennie. Rutyna. Klementyna siedziała ze swoim chłopakiem (których zmienia jak rękawiczki). Spojrzałam na nich i przewróciłam oczami.
-Maja, odrób za mnie zadania-rzuciła, nawet nie spoglądając w moją stronę.
-Słyszałaś kiedyś definicję słowa "proszę"?-warknęłam.
-Maja, Maja, Maja...Jaka ty jesteś czasem niemądra-wybuchnęła ironicznym śmiechem.-Jesteś...Tobą. Ciebie nie muszę o nic prosić.
-Nie jestem psem, żebyś mi rozkazywała
-Widzę, że ktoś wstał dziś z łóżka lewą nogą-powiedziała. Poszłam do swojego pokoju. Odrobiłam swoje lekcje. Otworzyłam laptopa i włączyłam powtórkę skoków. To zawsze mnie odprężało. Cudowne uczucie przeżywać te wszystkie emocje ponownie. Pod koniec pierwszej serii zadzwonił mój telefon
-Halo?-usłyszałam męski głos.
-Tak?
-Maja Kaczmarek?
-Tak
-Witaj, będę twoim nowym trenerem. Chciałbym się z tobą jutro spotkać.
-Jutro? O której?
-Odpowiada ci 16?
-Jasne-odparłam.
-W takim razie do zobaczenia
-Do widzenia-powiedziałam i odłożyłam telefon. Nagle do mojego pokoju wpadła Klementyna
-I jak? Zrobiłaś?
-Nie. Powiedziałam ci, że nie zrobię-syknęłam.
-Co z ciebie za siostra?-prychnęła. Wychodząc trzasnęła drzwiami. Wróciłam do oglądania skoków. Nie mogłam się doczekać zawodów w Zakopanem. Tak, żyłam tylko tym. Odliczałam dni, godziny a nawet sekundy. Spojrzałam na moje biurko. Leżały tam bilety na dwa dni zawodów...Ach, żeby to oczekiwanie nareszcie się skończyło...

czwartek, 10 grudnia 2015

Rozdział 1

Promienie jesiennego słońca wpadły do mojego pokoju. Nie spałam już od godziny.
-Maja! Zrób nam śniadanie! Natychmiast!-usłyszałam głos mojej młodszej siostry, Klementyny. Westchnęłam cicho i zeszłam do kuchni.Mieszkałam na obrzeżach Zakopanego. Mam na imię Maja. Mam 15 lat. Mój ojciec pracuje w Belgii a ja mieszkam z matką i trzynastoletnią siostrą.
Myślę, że moja rodzina się mną nie interesuję. Trzymają mnie w dom tylko dlatego, że robię im śniadania i myję naczynia.
W kuchni zastałam Klementynę malującą sobie oczy. Była bardzo lubiana w szkole, w przeciwieństwie do mnie.
-Nie jesteś za młoda na malowanie się?-rzuciłam.
-A co ciebie to obchodzi?-syknęła. Zrobiłam jajecznicę i nałożyłam na dwa talerze.Nie miałam ochoty spotykać się z matką więc wróciłam do pokoju. Za dwa tygodnie mają odbyć się skoki narciarskie. W tym roku Zakopane witało skoczków bardzo szybko. Na początku grudnia.
Czekałam na nie cały rok. Oglądam ten sport praktycznie od zawsze.
Przebrałam się i umyłam. Wyszłam z domu i skierowałam się do szkoły.
-I co pokrako? Wyglądasz dziś gorzej niż zazwyczaj?-zaśmiała się jedna z moich "koleżanek" z klasy. Zignorowałam ją i weszłam do sali.
-Mam bilety do najlepszego sektora! I mogę na osobności porozmawiać z Wellingerem
-Och, on jest taki cudowny!-zachichotała jedna z dziewczyn. Tak bardzo mnie denerwowały. Nie oglądały skoków dla emocji...Oglądały dla przystojnych skoczków. Każda z nich mogła pływać w pieniądzach. Były bogate i puste.
-Wiesz chociaż jaki klub reprezentuje?-warknęłam w ich stronę.
-A po co mi ta wiedza?
-Podobno to twój ulubiony skoczek
-Nie będę z tobą rozmawiała-powiedziała i wróciła do plotkowania ze swoimi przyjaciółkami.
Lekcje minęły dość szybko. Zaraz po nich poszłam na stok narciarski. Miałam spotkać się ze swoim trenerem. Od paru lat trenuję narciarstwo alpejskie. Sport jest całym moim życiem.
-Maju, już prawie grudzień. Niedługo zaczniemy treningi
-Wiem, trenerze.
-Niestety, muszę cię zmartwić-westchnął.
-Co się stało?-zapytałam, wiercąc się na niewygodnym krześle.
-W tym roku ktoś inny będzie twoim trenerem
-Kto?-powiedziałam, może troszkę za głośno.
-Niedługo się przekonasz-odparł, uśmiechając się blado.
Mój dzień nie był zbytnio udany. Prawie jak każdy. Nauczyłam się czerpać przyjemność ze zwykłych codziennych spraw. Żyłam skokami. Żyłam tym, że za paręnaście dni znowu przeżyję te niesamowite emocje. Tę radość, która odbiera dech w piersiach.
Czasem takie proste sprawy potrafią wywoływać uśmiech.

____

Pierwsze koty za płoty jak powiadają. Rozdział napisany. Jest troszeczkę bez sensu ale zacznie się rozkręcać!
Tymczasem pozdrawiam i zachęcam do czytania.
xxx